"Najważniejsze chwile życia to te godziny modlitwy i adoracji. Rodzą one byt, kształtują naszą prawdziwą tożsamość, całe życie zakorzeniają w tajemnicy"*.
Te momenty Adoracji... Cudowne i niezapomniane, choć czasem i bolesne.
Strzelczyska, Ukraina. To nawet nie była kaplica... Adoracja w szkole czy coś takiego. Tam podjęłam decyzję -- fatalną, ale pod warunkiem: "Boże, jeśli chcesz, możesz zrobić inaczej". Zrobił. Na całe szczęście! Bolało... ale było właściwie.
Madryt, ŚDM. Wchodzę do kościoła, a tam właśnie chowają Pana Jezusa. Smutek... Ale zaraz Go wystawiają z powrotem -- i zaczyna się czuwanie. Prowadzone przez moją Wspólnotę!
Wtedyż. Namiot Adoracji... Jestem samotna, ale przy Nim zawsze jest inaczej.
I dalej Madryt. Uparłam się, że znajdę kościół, który się znajduje pod opieką mej Wspólnoty. Gdy chciałam już skończyć poszukiwania -- znalazłam. Tylko chwila Adoracji. Tylko chwila, a pamiętam, że się ucieszyłam...
Kaplica Wieczystej Adoracji, Mińsk. Nie lubię tej kaplicy, jest w piwnicy, taka ciemna... Ale dużo przeżyłam i przeżywam tam. I pewnie jeszcze przeżyję... Miejsce kolejnej fatalnej decyzji z takim samym warunkiem... i skutkiem. Być czy nie być... razem? "Boże, być, ale możesz zmienić". No to zmienił. Bolało jeszcze bardziej...
Półtora roku kryzysu, zwątpienia, pytań... I w końcu "Nie chcę już gdzie indziej szukać życia, nie chcę już wybierać innych dróg, nie chcę już próbować w nieskończoność, nie chcę już bez Ciebie żyć" (https://youtu.be/L7zWScTszgE). Błogosławiony kryzys, który pozwolił wybrać Boga bezwarunkowo, nie za to, że "wszystko gra". Pomimo...
Kościół akademicki KUL. Wróciliśmy do siebie, a chyba znowu będziemy musieli się rozstać... Boję się wyjazdu, bo po nim pewnie to wszystko się skończy, ale cóż... I przychodzi radość: nadprzyrodzona, nagła, trwająca kilka godzin i rozciągająca twarz w uśmiechu. "Boże, skoro Ty potrafisz dać taką radość w takim bólu, to nie ma czego się bać! Na wszystko dasz siłę!"
Rozstanie nie przyszło wtedy. Trzeba było jeszcze przeżyć i przeboleć. To było spore cierpienie, ale i czas łaski... Modliłam się o Boże szczęście dla niego. Sama go dostąpiłam. Jak nigdy wcześniej zrozumiałam, że Bóg mnie kocha. Taką, jaką jestem.
Nowy Targ. Miała być tylko Msza, ale po niej zaczęła się Adoracja. Zostałam długo, choć i nie byłam tam sama. Przyjaciel, co był ze mną, stwierdził po jakimś czasie, że mam na niego "zły wpływ", bo przeze mnie już parę razy został po Mszy w kościele dłużej. Jakże się cieszę, gdy mogę tak wpływać!
Kraków. Mam odpowiedzialność za kuchnię na spotkaniu wolontariuszy. Brakuję mi pomysłów, czasu i spokoju. Wstaję wcześnie, by nikt mi nie przeszkadzał. Opuszczam niektóre punkty programu. Nie umiem poprosić o pomoc. Złoszczę się. I w tym wszystkim MUSZĘ choć na chwilę wpaść do kaplicy. Inaczej się nie da...
Pielgrzymka po świętokrzyskim. Mamy bogaty program, w tym i modlitewny, ale przecież mam swoją "godzinę Adoracji". Wstaję wcześniej i idę do kaplicy. Dlaczego tu potrafię, a w domu śpię przez tyle godzin?... Potrzebuję tego czasu ciszy, czytania Pisma Świętego, bycia. Tak jest, choć i dziwię się temu.
***
Takich momentów jest więcej. I niech będzie jeszcze więcej.
***
Takich momentów jest więcej. I niech będzie jeszcze więcej.
Adoracja jest przebywaniem przy samym Sercu Jezusa. Po Komunii świętej jest najbliższym byciem z Bogiem. Jest przedłużeniem Eucharystii.
Otrzymałam ogromną łaskę poznania Adoracji -- dzięki Wspólnocie. Walka o częstsze przebywanie z Nim trwała kilka lat. Przekonywałam siebie, że warto. Szłam na siłę. Nadal tak często jest. Nadal nie umiem po prostu z Nim być -- ciągle gadam, albo marzę przy Nim, albo śpię.. Skarżę się Jemu, wypłakuję i narzekam. A On wciąż jest. Cierpliwy. Obecny. Pragnący mojej obecności. Jak to jest możliwe, że naprawdę na mnie czeka? A wiem, że tak jest. Wiem, że tego chce. I pociąga mnie ku sobie. Nauczył mnie siebie pragnąć. W chwilach zabiegania i trudu po prostu wiem: muszę iść do Niego. To jest warunek przeżycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz