W tym dniu dzięki Księdzu poznałam Basię, moją przyszłą
chrzestną pielgrzymkową.
„Zdradziłam” swoją grupę, wybierając podczas Mszy miejsce
bliżej ołtarza, a daleko od naszej miejscówy. I na każdej już byłam raczej gdzieś
blisko.
Przewodnik pielgrzymkowy stwierdza, że to w tym dniu
mieliśmy nabożeństwo za Ojczyznę. Oto świadectwo względności czasu: mam poczucie,
że to było o wiele później – jak widać, pierwsze dni mi się wydawały dłuższe, a
następne leciały jak burza… I nie pamiętam już, kiedy co było. Skoro jednak
nabożeństwo to miało miejsce w tym dniu, to wtedy też było i nawiedzenie figury
św. Michała Archanioła z Gargano.
Do czasu pielgrzymki nie wiązała mnie z tym Archaniołem
jakaś szczególna relacja. Znałam ten „egzorcyzm prywatny”, który nam rozdano na
początek wędrówki, ale rzadko do niego się zwracałam. Te dni zmieniły moje
podejście: obecnie staram się codziennie rano odmawiać tę modlitwę. Co więcej, od
tamtego czasu parę razy św. Michał mi się przypominał (albo się upominał J)
poprzez trafiające do mnie obrazki. A nie wiele później niż pielgrzymka – bo w
listopadzie – znowu się spotkałam z figurą z Gargano. Tym razem u siebie w
Lublinie: przypadkowo, ale z radością. I zastanawiam się nad przyjęciem
szkaplerza św. Michała Archanioła… Sympatycznym zbiegiem okoliczności jest to,
że Archanioł ten jest patronem mojego Spowiednika.
Nocleg, jak zwykle, był przyjemny. Miałyśmy pyszny chłodnik i kanapki, prysznic i czas na rozmowy.
Słowo, którego do mnie nie przemówiło, ale pocieszało następnego dnia, gdy Ksiądz szedł z inną grupą:
„Bo drogi ludzkie - przed oczyma Pana, On widzi wszystkie ich ścieżki” (Prz 5,21).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz