***
Zadanie: znaleźć się. Pielgrzymka zaczynała się ode Mszy w Rzeszowie. Oczywiście w
którymś momencie Ksiądz, jako jeden z koncelebransów, musiał zostawić mnie
samą, więc zaczęłam się rozglądać po placu, aby się zorientować, czy mam szukać
własnej grupy i gdzie ona może być. Wszyscy jednak byli raczej wymieszani, więc
stanęłam gdzieś na placu i normalnie uczestniczyłam we Mszy. W trakcie
nabożeństwa rzuciła mi się w oczy stojąca niedaleko przede mną dziewczyna z
fioletową smyczą. Kiedy po Mszy próbowałam znaleźć miejsce zbiórki swojej grupy
św. Józefa Sebastiana Pelczara, to zobaczyłam tę właśnie dziewczynę, więc ją
zagadałam. Jak się okazało, Monika też szła po raz pierwszy, ale miała
znajomych w grupie – w wyniku jeszcze przed wyruszeniem poznałam kilka osób. A
jeszcze przed tym zdążyłyśmy z Monią trafić do TVP Rzeszów. Nie ma to, jak
zacząć od parcia na szkło :)
Intencja. W TV pytano nas o intencje pielgrzymki. Nie powiedziałam
całej – zresztą, sama jeszcze musiałam sobie ją uświadomić. W końcu to wyglądało
jakoś tak:
Główna: O pogodzenie się z przeszłością, zaakceptowanie
teraźniejszości i skupienie się na niej, a nie na przyszłości.
Dodatkowa: O pogłębienie relacji z Matką Bożą.
Pierwsze wrażenia. Poszliśmy. Pamiętam, że dużo się śpiewało i machało do
mieszkańców miasta. Pamiętam też, iż
miałam wątpliwości co do niektórych piosenek. Szczególną antypatią obdarzyłam
(i nadal obdarzam) „Zapytałem dziś Jezusa”. Gadałam później z Księdzem na jej
temat. Nadal nie jestem przekonana. Inny tekst, który mnie zadziwił, to „anioł
jako żywy śpiewa”. Dlaczego jest „jako żywy”? I czemu on śpiewa? A może źle
zrozumiałam tekst?... Ale generalnie ta pioseneczka może być.
Pierwszy postój. Niestety, ani na tym, ani na żadnym innym
tak i nie doczekałam się słów: „Na plebanię zapraszamy księży, kleryków,
siostry zakonne i świeckich teologów” :) Ale jedzenia i tak nie brakowało.
Zresztą, już tego dnia doświadczyłam szczególnej Bożej hojności, kiedy
chodziłam z myślą „chcę jabłko”. Śpiewaliśmy przepiękny Psalm 23, a przy drodze
nam wystawili jabłka… „Nie brak mi niczego”.
Słówko. Pod wieczór wyciągaliśmy słówko z Biblii. Bardzo mnie to
cieszyło, bo słowo Boże jest „żywe i skuteczne” przez cały czas. Prosiłam Ducha
Świętego o dobre wyciągnięcie fragmentu, ale nie miałam konkretnego pytania.
Byłam szczęśliwa, nie miałam kłopotów (bo one nie poszły w pielgrzymkę), więc
prosiłam o wskazówki na temat mojej głównej intencji. Otrzymałam 1P 1,22:
„Skoro już dusze swoje uświęciliście, będąc posłuszni prawdzie celem zdobycia nieobłudnej miłości bratniej, jedni drugich gorąco czystym sercem umiłujcie”.
Przeczytałam na początku tylko pierwszą część i przystanęłam… Miałam takie
postanowienie, aby w pielgrzymce zaryzykować bycie sobą, nie zakładać masek. Chciałam
być „posłuszna prawdzie celem zdobycia NIEOBŁUDNEJ miłości bratniej”.
Otrzymałam potwierdzenie, że to dobry pomysł. Potem doczytałam fragment i się
uradowałam jeszcze bardziej – odczytałam końcówkę jako obietnicę przyjaźni. Wtedy
odniosłam ten werset do jednej relacji, ale czas pokazał, że to jest ogólnie
właściwy styl życia. I fragment ten podtrzymywał mnie przez całą pielgrzymkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz